Niecałe dwa lata temu speedway’owa Polska doświadczyła szoku, jaki zaserwował jej Unibax Toruń z Romanem Karkosikiem na czele. Pamiętna rezygnacja ze stawienia się na meczu finałowym Ekstraligi, odbiła się szerokim echem w środowisku. Echem, które roznosi się po dziś dzień
Na wstępie trzeba przypomnieć, że karą za niestawienie się toruńskiej drużyny w meczu finałowym w Zielonej Górze, miała być grzywna w wysokości 1 043 000 zł i osiem punktów ujemnych na starcie nowego sezonu. Roman Karkosik zapłacił wymaganą kwotę, aby jego zespół został dopuszczony do rozgrywek w roku 2014. Mimo spełnienia postanowień Trybunału PZM, działacze Unibaxu Toruń zapowiadali wstąpienie na drogę sądową. Na niej też się znaleźli, ale już jako KS Toruń. Klub jak wiadomo przejął Przemysław Termiński, który jednak w temacie meczu w Zielonej Górze udzielił pełnomocnictwa ludziom związanym z poprzednim właścicielem i siłą rzeczy z firmą Unibax.
Unibax odwołał się najpierw do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, gdzie uznano, że torunianie nie mieli prawa tego zrobić. Sprawę przeniesiono więc do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który potwierdził słuszność działania toruńskich przedstawicieli.
Podważa to decyzję Sądu Okręgowego i oznacza jednocześnie, że możemy odwoływać się od tego, co postanowił w naszej sprawie Trybunał PZM. Wynika to z konstytucji, każdy ma prawo do odwołania od każdego wyroku. Zamierzamy teraz mocno walczy o swoje – mówią przedstawiciele Unibaxu w rozmowie ze sportowefakty.pl.
Czy to „swoje” uda się toruńskim działaczom wywalczyć? Wiele wskazuje na to, że tak, bo jak sami podkreślają:
…sumy, o których mówimy, nie miały żadnego umocowania w żużlowym regulaminie. Zostaliśmy ukarani ponad to, na co zezwalały przepisy. Właśnie tę różnicę chcemy teraz odzyskać.
Widać zatem, że w tej batalii prawnej Unibax nie jest bez szans. A nawet mogą odzyskać część pieniędzy, które zapłacili w ramach grzywny.
(Źródło: inf. własna/sportowefakty.pl)