Lata osiemdziesiąte były jednymi z najważniejszych dla toruńskiego speedway’a. Do tej pory żużel w Grodzie Kopernika przypominał wolną amerykankę. Dopiero wraz z początkiem roku 1980 wszystko zaczęło się stabilizować oraz profesjonalizować. Toruń wreszcie doczekał się trenera z prawdziwego zdarzenia, co już wkrótce miało poskutkować pierwszym w historii medalem Drużynowych Mistrzostw Polski. O tym sukcesie, a także o realiach toruńskiego speedway’a lat osiemdziesiątych przeczytacie w tym odcinku
Angielski epizod Ząbika
Od 1980 roku PZM rozpoczął coroczne typowanie dziesięciu zawodników z pierwszoligowych klubów, którzy mieli udać się do Anglii na roczny staż. Całe przedsięwzięcie służyło podnoszeniu umiejętności wydelegowanych zawodników, a następnie przekazanie ich pozostałym żużlowcom w Polsce. Miało to podnosić poziom polskiego żużla oraz coraz bardziej go profesjonalizować. Pierwotnie do pierwszej „dziesiątki”, która miała ruszyć na podbój Anglii został wytypowany Wojciech Żabiałowicz, ale z jego wyjazdu nic nie wyszło, bo „Żaba” musiał odbyć obowiązkową służbę wojskową. Ostatecznie w Anglii Toruń reprezentował Jan Ząbik, który trafił do drużyny z Sheffield.
– Ja już piętnaście lat jeździłem w Toruniu przed tym wyjazdem – mówi Jan Ząbik w rozmowie z naszym portalem (cały wywiad możecie przeczytać tutaj.). – Będąc tam, w Sheffield, przez ten rok dowiedziałem się, co to jest prawdziwy żużel. Tam się można wszystkiego nauczyć. To jest taka dobra szkoła. Od 1981 roku byłem już jeżdżącym trenerem i po tej angielskiej przygodzie nadal mi się bardzo dobrze jeździło. Skorzystało na tym wielu chłopaków, bo im swoją wiedzę przekazywałem.
Podobnie było w przypadku reprezentantów innych klubów. Po powrocie do kraju często prowadzili treningi swoich drużyn, na których dzielili się zdobytym doświadczeniem. Po paru latach okazało się, że pomysł PZM był strzałem w dziesiątkę, bo poziom żużla w kraju zaczął się szybko podnosić.
Żabiałowicz i długo, długo nikt
Pod nieobecność Jana Ząbika wiele się wydarzyło w toruńskim żużlu. Po pierwsze zmieniła się nazwa. Toruński klub nie nosił już nazwy Stal-Apator, tylko Apator. Po drugie, zostały wprowadzone nowe zasady rozgrywania meczów. PZM zdecydował się wprowadzić tabelę piętnastobiegową, która obowiązuje po dziś dzień. Ponadto w awizowanym składzie drużyny musiało znajdować się co najmniej dwóch juniorów. W tej roli dość przyzwoicie spisywali się Tadeusz Wiśniewski oraz Jan Woźnicki, którzy zdobywali cenne punkty dla torunian. Najwięcej „oczek” wykręcał nie kto inny jak Wojciech Żabiałowicz. Pod nieobecność Jana Ząbika, „Żaba” zdobywał bardzo dużo kompletów, co dało mu na koniec sezonu wysoką średnią biegopunktową – 2,68. Żabiałowicza na torze wspierali Krzysztof Kwiatkowski, Eugeniusz Miastkowski oraz Zygmunt Słowiński. Ci zawodnicy stanowili mocne filary zespołu, zwłaszcza w meczach u siebie. Mimo dość dobrego składu Toruń nie był w stanie rywalizować z najlepszymi. Sezon 1980 zakończył się dla Apatora na szóstym miejscu w rozgrywkach. Z niecierpliwością czekano na powrót Ząbika z Wysp. Wszyscy liczyli na to, że 33-latek wróci z całym bagażem doświadczeń, który pomoże im się w końcu bić o czołowe pozycje. Nie zawiedli się. Jan Ząbik wrócił do Torunia i od razu wziął się za szkolenie swoich kolegów. Wtedy zdecydował się zawiesić kombinezon na kołku i zająć się trenerką. Mimo to figurował w programach zawodów i statystykach jako jeżdżący trener.
Ząbik zostaje trenerem
Plan szkoleniowy wdrożony przez Jana Ząbika nie od razu zdał swój egzamin. Przekazanie wiedzy nabytej w Anglii okazało się długotrwałym i ciężkim procesem.
Rok 1981 okazał się jeszcze gorszy od poprzedniego. Apator rozgrywki ligowe zakończył na siódmej pozycji i w niczym nie pomogła znakomita dyspozycja pary Ząbik – Żabiałowicz. Poziom próbował trzymać Eugeniusz Miastkowski, który zdobył w tym sezonie 114 punktów, ale pozostali zawodnicy nie pokazywali się z dobrej strony. Dość powiedzieć, że zdecydowana większość z nich nie potrafiła w sezonie zdobyć chociaż pięćdziesięciu punktów. Wyjątkiem był Zygmunt Słowiński, który uzbierał w 1981 roku 56 „oczek”. Między prawdą a Bogiem, to też nie był powód do dumy, bo tego zawodnika było stać na o wiele lepszy wynik.
Sezon 1982 był dla torunian nieco bardziej udany. Apator zakończył rozgrywki na szóstej pozycji, ale próżno było dopatrywać się wielu pozytywów. Poza tercetem Miastkowski-Ząbik-Żabiałowicz, niewielu było zawodników, którzy potrafili utrzymywać równą formę przez cały sezon. Starał się jak mógł Tadeusz Wiśniewski, ale ostatecznie rozgrywki zakończył z przeciętnym dorobkiem 88 punktów. U kibiców zaczęło pojawiać się zwątpienie w treningowe metody Ząbika rodem z Anglii. Nic dziwnego, w końcu nie przynosiły one oczekiwanych rezultatów, a toruńska drużyna cały czas okupowała środek lub dół tabeli. Do czasu.
Pierwszy wielki sukces
Sezon 1983 był przełomowy dla toruńskiego speedway’a. To właśnie w tym roku treningowe metody Jana Ząbika przyniosły efekt, który rozradował cały Gród Kopernika. Co prawda sam jeżdżący trener nie prezentował się na torze już tak często, jak w latach poprzednich, ale dalej sprawował pieczę nad kolegami z drużyny. Przełożyło się to na ich dobrą, równą jazdę przez cały sezon. To z kolei poskutkowało brązowym medalem na koniec rozgrywek. Z mistrzostwa Polski cieszyła się drużyna Stali Gorzów, a z drugiego miejsca Unia Leszno. Trzecia lokata na koniec sezonu, to był pierwszy wielki sukces toruńskiej ekipy i, jak się miało okazać, nie ostatni. W 1983 machina z Broniewskiego zaczęła się dopiero rozpędzać. Już w wkrótce miała liczyć się na ogólnopolskiej arenie niemal w każdym sezonie i być postrachem przeciwników. O tym jednak w kolejnych odcinkach naszego cyklu.